18.08.2012

Prolog

Płakałam. Płakałam, lecz to było bezsensu. Byłam przecież okrutną, zimnokrwistą morderczynią, która bez mrugnięcia okiem wybiła całą rodzinę Draconis i mnóstwo innych ludzi na zlecenie Mrocznego Bractwa. Umiałam się tylko cieszyć ze śmierci, nigdy nie żałowałam, nie miękło mi serce pod wpływem błagalnych spojrzeń, czy zawodzących jęków. Byłam bezwzględna, więc co się zmieniło?

Klęczałam przed wiszącymi, okaleczonymi zwłokami Luciena. Tego nie można było nazwać ciałem. Trup zawieszony pod sufitem, z licznymi ranami kłutymi i ciętymi, z odciętymi częściami ciała, torturowany i zabity z największą przyjemnością nie był tym samym Lucienem Lachance, którego kiedyś poznałam. Którego tak naprawdę kochałam, co uświadomiłam sobie dopiero teraz, teraz kiedy go nie ma. Lecz nie kochałam go jako ukochanego, raczej jako władcę, wzór, kogoś na kształt boga. Był moim natchnieniem do życia w imię Sithisa, powodem do zabijania, źródłem mądrości i ścieżką, którą podążałam. Oparciem i karą. Stał się moim mrokiem w najjaśniejsze dni, zapowiedzią nowego, koszmarnego dnia w Cyrodill. Uratował mnie z chwilą, gdy wręczył mi Ostrze Cierpienia, a sam delikatnie zaznaczył na mapie warunek mojego przyjęcia do Bractwa.

Pamiętam, jak ekscytacja rozchodziła się po całym moim ciele, kiedy Rufio brał swój ostatni oddech i w agonii wydał przeraźliwy jęk w momencie opuszczenia ciała przez duszę. Ta radość, gdy pojawił się z krwawym uśmiechem na ustach i, wychwalając Matkę Nocy, wysłał mnie do Sanktuarium, samemu znikając w ciemności niczym kruk wzlatujący w ciemną noc.

Słone krople spływały mi po policzkach, a ja w ciszy spoglądałam na jego okaleczoną twarz, szukając w myślach zaklęcia, które zdołałoby go ożywić. Nie ma takiego, wiedziałam to, lecz nie pozwalałam dojść temu do głosu, dla mnie wciąż była szansa. Widmo jego martwej twarzy ostudzało moje zapędy, lecz oddechy za moimi plecami pchały mnie w stronę obłędu. Zacisnęłam dłonie na rękojeści miecza mocniej niż normalnie, w tej chwili miałam ochotę zarżnąć ich wszystkich, wymordować resztki Czarnej Dłoni, unicestwić Mroczne Bractwo raz na zawsze.

Opanowałam się jednak. Lucien mówił, że muszę odbudować Bractwo, nie ważne co by się nie stało, muszę naprawić to co zepsułam. Zwiększyłam zacisk swoich rąk na broni dopóki, dopóty mięśnie nie zaczęły drgać, a po chwili puściłam ją, kładąc drżące dłonie na uda.

-Już czas siostro spotkać się z Upiorną Matką.-usłyszałam szept Arquen, a reszta zaczęła nerwowo się poruszać. Czułam ich niepokój i obawę, pełzły mi po kręgosłupie, zostawiając dziwne ciarki. Podniosłam się i zwróciłam się w im kierunku. Każdy na mnie patrzył, każdy z innym wyrazem twarzy, każdy innym spojrzeniem. Denerwowało mnie to, ich wzrok przypominał o mojej wściekłości, którą starałam się na jakiś czas ukryć w czeluściach umysłu, odciąć się na chwilę, na powrót być zimnym mordercą.

-Idźmy więc.-szepnęłam, lecz w głuchej ciszy było to niczym krzyk. Altmerka stanęła pośrodku i zaczęła inkantacje. Jej moc omiotła mnie i objęła stalowym zaciskiem, porywając w przestrzeń. Ta noc dopiero się zaczęła.

2 komentarze:

  1. To jest super ! Aktualnie jest 2014, więc wątpię czy kiedykolwiek to przeczytasz, ale jeśli odwiedzisz kiedyśtam ten blog, to wiec że masz niesamowity talent ;) Bardzo dawno grałam w Obliviona, w sumie to nawet go nie pamiętam, ale twój styl pisania sprawia że wszystko sobie przypominam :P Szkoda że już nie piszesz :(

    OdpowiedzUsuń
  2. 59 yr old Account Coordinator Elise Cameli, hailing from Keswick enjoys watching movies like Song of the South and Dance. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Beretta. powinienes to sprawdzic

    OdpowiedzUsuń