22.08.2012

Rozdział 1: Matka Nocy

Ciepłe, duszne i jeszcze bardziej cuchnące powietrze w Bravil otaczało nas w tę bezgwiezdną noc. Pochodnia dzierżona przez Belisariusa Arius'a roztaczała słabe światło, migoczące na wietrze, kryjąc nas za złowieszczą i tajemniczą aurą. Zebraliśmy się wokół pomnika Szczęśliwej Staruszki. Zawsze był dla mnie widokiem na lepsze jutro, ilekroć wygłodniała przechadzałam się tym placem.

Dobrotliwa kobieta z uśmiechem na ustach zniknęła jednak, gdy tylko Altmerka wyszeptała kilka słów. Jej postać, mimo że wykuta z kamienia, zaczęła zwijać się i wykrzywiać się, cofając się wraz z postumentem. Teraz na cokole kuliła się zgarbiona, wychudzona postać z palcami jak szponami, przerażającym grymasem na twarzy i morderczym spojrzeniem. Stałam twardo, jednak serce podskoczyło, kiedy jedyny dobry akcent mojej młodości kurczy się, kruszy i upada, rozgnieciony przez wielki bucior rzeczywistości.

-Załóż to zanim wejdziesz, siostro.-szepnął Banus Alor, wciskając mi w dłoń czarny materiał, a samemu wchodząc za Arquen przez klapę do sanktuarium Matki Nocy. Chwyciłam za krawędzie i rozłożyłam ubranie. Szata Czarnej Dłoni koloru węgla powiewała smętnie, wzdymając się z mocniejszymi podmuchami. Stało się, wraz z wręczeniem mi tej togi oficjalnie stałam się Mówcą. Szybko zarzuciłam cienki materiał na swój stary kombinezon Bractwa i obejrzałam się na Mathieu Bellamont'a, który, rzucając mi dziwne spojrzenie, zniknął w przejściu.

Nerwowo rozejrzałam się po placu i oknach patrzących w tym kierunku. Wszystkie okiennice były zasunięte, a lampy pogaszone, nikt nie mógł mnie dostrzec i nikt nie chciał mnie dostrzec. Podbiegłam do pomnika, zgasiłam pochodnię i wskoczyłam do dziury, miękko opadając na zakurzony kamień grobowca.

Tuman pyłu uniósł się wokół i osiadł na brzegach materiału. Nie zaprzątałam sobie myśli, by go strzepnąć, Matka Nocy z pewnością nie była wyznawczynią porządku, nie wybrałaby sobie Bravil, tej cuchnącej nory, gdzie nawet zamek nie zachwycał, a kanał płynący przez środek miasta odstraszał z daleka wysokim, stromym brzegiem oraz zatęchłą wodą.

Powoli przeszłam przez wąski korytarz, uważając, by nie zahaczyć głową o niskie sklepienie. Wszyscy byli już w dużej krypcie, tuż przed grobowcem stała Arquen, a za nią pozostała trójka. Było tu zaskakująco dużo miejsca, sala była wysoka, szeroka na cztery i długa na sześć metrów, poza dużą mogiłą umieszczoną pod symbolem Czarnej Dłoni w pomieszczeniu było jeszcze parę innych grobów, wąskich, prostych, rozrzuconych niedbale. Panowała tu cisza, jeszcze gęstsza i przytłaczająca niż w Jabłecznym Sadzie. Było jasno, wielka misa z palącą się substancją stała w każdym rogu pokoju oświetlając wszystko równomiernie. Mówcy stali na środku, a elfka znacząco spoglądała na mnie. Podeszłam obok niej i czekałam.

Nagle odezwała się, głośno i powoli wzywała Matkę. Poczułam na twarzy tchnienie wiatru, przednie ognie zachybotały się, a następnie zgasły, zostawiając za sobą słaby półmrok. Coś zaczęło majaczyć przed nami, najpierw było to tylko nieokreślonego pochodzenia światło, dopiero potem przybrało wyraz konturów człowieka, a następnie pojawiła się przed nami zjawa, przeźroczyste widmo kobiety, chyba mrocznej elfki, ubranej w długą suknie.

-Matko Nocy!-powiedziała Arquen, opadając na jedno kolano, po chwili unosząc się i uśmiechając się okrutnie.-Kryzys w Bractwie zażegnany, renegat nie żyje, przybyliśmy tu, abyś wybrała nowego Słuchacza-zrelacjonowała szybko, rozglądając się po resztce z organizacji.

-O czym ty mówisz?!-zagrzmiał głos kobiety, ścierając uśmiech z twarzy Altmerki i skupiając na sobie wzrok reszty.-Lachance był wierny Sithisowi do ostatnich chwil, zdrajca nadal jest wśród was, zbezcześcił mój grób!-ryknęła, pomiędzy jej krzykami usłyszałam za sobą zduszone jęknięcie. Odwróciłam się i gwałtownie odskoczyłam do tyłu, w ostatniej chwili unikając ciosu wymierzonego przez Bellamont'a. Deadryczny sztylet dzierżony przez bretona ociekał szkarłatną posoką. Spojrzałam za niego, na ziemi leżał Arius z wyraźnie skręconym karkiem, a obok, oparty o nagrobek, dogasał Alor, chwytając się dłońmi za szyję, starając się stłumić krew lejącą się z poderżniętych żył.

-Ty?!-zdziwiła się elfka i cofała się powoli z wyrazem zaskoczenia na twarzy, jej dłoń machała z tyłu, szukając po omacku czegoś do obrony.

Jak na komendę Mathieu odwrócił się i rzucił w kierunku Arquen, która w ostatniej chwili chwyciła za stępiony miecz, leżący na jednym z grobowców. Szybko się rozejrzałam, poganiana przez wściekłe krzyki mężczyzny i jęki kobiety, która wyraźnie przegrywała fizycznie ze zdrajcą. Złapałam drewniany kij, opierający się niepostrzeżenie o kamienną ścianę, zamachnęłam się i uderzyłam oprawcę w bok, zrzucając go z elfa. Kobieta upadła na bok, lekko podduszana przez dociskany przez niego miecz, lecz Ballamont wykazywał się większą odpornością. Wstał, chybocąc się i łapiąc za bok w który trafiłam.

-Umrzesz pieprzona Dunmerko, a wraz z tobą całe Bractwo!-krzyknął, wyciągając szybko błyszczące ostrze.

Skarciłam się w duchu za moje niedbalstwo i pośpiech, przez który moja broń utkwiła pod czarną togą. Mocniej zacisnęłam ręce na pałce, gotowa w każdej chwili zablokować cios i od razu kontratakować. Ruszył do przodu, machając szpadą od prawej. Przyblokowałam go, lecz siła jego uderzenia odrzuciła mnie na bok, prosto na wystający kamień. Głaz mocno rąbnął w mój kręgosłup, wyciskając z płuc całe powietrze. Przysięgam, że słyszałam okropne chrupnięcie, a potem oczy zasnuł mi cień. Następnie poczułam dopiero chłód podłoża i łzy, które bezwiednie napłynęły do oczu. Ciężko dźwignęłam się w górę, sekundy mogły mnie dzielić od niechybnej śmierci. Podkurczyłam nogi i kucnęłam, drżącymi dłońmi łapiąc końcówkę kija. Rozejrzałam się pośpiesznie. Arquen powoli wstawała, duch Upiornej Matki unosił się kilka centymetrów nad ziemią, w tym samym miejscu co uprzednio, a Bellamont z sadystycznym uśmiechem kroczył do mnie, ciągnąc klingą po kamiennym podłożu.

Dopiero teraz do moich uszu dotarł jego szaleńczy śmiech, było do coś na granicy obłąkańczego chichotu i złowrogiego rechotu. Głośno przełknęłam ślinę i patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Czułam strach, mimo bycia zawodowym mordercą ogarniała mnie panika, nie chciałam tak szybko żegnać się z tym światem, nie z rąk tego bretona. Każdy mój mięsień zaczął drżeć, trzęsłam się jak osika i było to wyraźnie widać.

-Boisz się kary boskiej elfie?-zapytał głośno i uniósł broń nad głowę, szykując się do finalnego uderzenia. Ścisnęłam pałkę i podcięłam mężczyznę, dopuszczając do głosu buzującą w mych żyłach adrenalinę. Z głuchym odgłosem padł na plecy, puszczając rękojeść. Szybko wyprostowałam się, gotując się do ciosu, gdy ból w plecach odżył na nowo, paląc mięśnie. Osunęłam się na kolana, a łokcie ugięły się lekko, lecz nie wypuściłam broni. Zacisnęłam zęby i rąbnęłam z całej siły w jego klatkę piersiową. Zwinął się z bólu i na kilka chwil stał się bezbronny. Rzuciłam się w stronę czerwonego, zaostrzonego sztyletu, który wypadł mu z rąk, gdy dostał po raz pierwszy. Lewą dłonią unieruchomiłam go, a drugą pewnie wbiłam w miejsce, gdzie powinno znajdować się jego serce. Jęknął przeciągle.

-To za Bractwo.-przekręciłam sztylet.-To za Arius'a.-pchnęłam ostrze głębiej.-To za Alor'a.-wyciągnęłam brzeszczot i ponownie ugodziłam konającego.-A to za Luciena.-wycedziłam przez wciąż zaciśnięte zęby. Z radością patrzyłam mu w oczy, jak powoli zachodzą mgłą, przystają widzieć, a dusza umyka. Umarł. Czułam to, ten wstrętny śmieć wyzionął ducha. Poczułam, jak złość którą tłumiłam, miesza się z tą, która napłynęła teraz. On cierpiał za słabo, zbyt szybko odszedł, zbyt lekko.

Zaczęłam wrzeszczeć. Był to wrzask, jakiego nigdy jeszcze nie słyszałam, gardło wydawało z siebie dzikie, głośnie i skrzeczące dźwięki, uwalniając część emocji. Powoli brakowało mi powietrza na dalszy okrzyk.

Cisza. Nie mogłam tak już dłużej. Opadłam do tyłu i, opierając się o twardy grób, przymknęłam oczy, próbując uspokoić tłukące się serce, drżące kończyny i rozbiegany wzrok. Adrenalina opuszczała moje żyły. Mięśnie szczęki rozluźniły się. Odetchnęłam głośno.

-Mówczyni...-powiedziała cicho Arquen. Spojrzałam na nią nieco skołowanym wzrokiem. Stała w kącie sali, tuż za Matką Nocy, na jej twarzy było widać słaby szok i efekty wcześniejszego duszenia.

-Matka chce ci coś powiedzieć.-dodała głośniej. Wstałam powoli, odczuwając teraz efekty starcia z Bellamont'em. Plecy mnie rwały, uniemożliwiając normalne chodzenie. Pokuśtykałam tu widma i stanęłam niepewnie naprzeciw. Jej głos był dziwny, inny, nie miałam pewności czy rozbrzmiewa w krypcie, czy tylko w mojej głowie. Mówiła cicho, spokojnie i wyraźnie, tłumaczyła mi wszystko jak małemu dziecku, lecz byłam jej za to wdzięczna. Szeptała o słabości Czarnej Dłoni i dawnego Słuchającego, a ja pozwalałam jej słowom wnikać w umysł i zapisywać się w pamięci, zbyt słaba by rozmyślać o nich teraz.

-...Ty jesteś przeszłością Mrocznego Bractwa, ty jesteś moim Słuchaczem, na którego tak długo czekałam.-mruknęła. Spojrzałam na nią zaskoczona. Ja? Osoba, która kompletnie nie wiedziała o działaniu Czarnej Dłoni, miała stać się członkiem najwyższej rangi.

-Ale...-zaczęłam, uświadomiwszy sobie, że elfka stojąca obok nadała by się do tego znacznie lepiej.

-Już podjęłam decyzje. Arquen wprowadzi cię kiedy będziecie już w Sanktuarium. Jesteś gotowa na podróż?-przerwała mi swoim donośnym acz niezwykle delikatnym głosem. Zmęczona pokiwałam jedynie głową i pozwoliłam, żeby Altmerka po raz kolejny objęła mnie swoją mocą. Ciemność zasnuła moje spojrzenie, a świadomość odpłynęła w dal.

2 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł. Przeczytam dokładniej jak tylko dorwę się na ciut dłużej do laptopa. Mam duży sentyment do serii The Elders Scrolls, zwłaszcza do Morrowinda. Mam nadzieję, że będę mieć sporą przyjemność czytając tę historię.
    Tymczasem pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się świetnie! Masz bardzo dojrzały styl pisania, nie lecisz z akcją, dobrze trzymasz się kanwy fantasy. Pogratulować i pozazdrościć ;).
    Jedyny błąd, na jaki zwróciłam uwagę:,,[...] przybyliśmy tu, abyś wybrała nowego Słuchacza.-zrelacjonowała szybko, rozglądając się po resztce z organizacji.'' <- po kropce i myślniku powinnaś zastosować wielką literę.
    Jestem bardzo ciekawa, jak dalej poprowadzisz opowiadanie. Dodaję do linków. :)
    widmo-przyszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń